Hanus Blog

Hanus Blog

nie spotkałam ciebie
nie poznałam
wymyśliłam
czule wtulona
z pragnień duszy ciebie utkałam
z chwil okruchów
uplotłam ikonę

zamykałam myśli przed jawą
gdzieś za burtę
gesty zbyt trudne
śpiewem pragnień cię ratowałam
wybaczałam kłamstwa rozrzutne

gdy tęsknota w oczy zagląda
obejmuję cicho ramiona
i powtarzam
onieśmielona
nie przez ciebie rzęsy spłoszone

tej miłości nikt nie wykreśli
cicho wtula się w serca uśmiechy
przemierzamy dni nowe treści
już nie szukam w tobie pociechy

zaniosło niebo chmurami
ołowiem przykryło
odeszło słońce kapryśne
drzwiami trzasnęło
wiatr pozamiatał promienie
ostatnie
wpycha się zima władnie

odchodzą serca bliskie
niezmiennie kochane
za progiem czyjeś kroki
a jednak niechciane
czemu tęsknota
kamieniem u stóp
oczu nieznany chłód

okutam dłonie marzeniem
tkliwym
posłucham szeptów
co ponad niwy
oswoję radość
okrytą cieniem
odnajdę sens spełnienia

półsłówkami szeptami zbliżasz się do mych rąk
odkrywasz wysupłujesz skulone w kącie zmysły

nie umiem podnieść rzęs
bez zawstydzenia

oplotłam się pajęczyną strachu
opancerzyłam
w
nieodczuwanie
niezabolenie
niezniewolenie

przysypana popiołem wczorajszym
tak nie chcę od nowa
schodami w czar

zapach twojego pragnienia

a gdy podniosę złoty liść
przytulę twarz do szronu
może zapomnę
trudne dni
gdy ze mną bez pardonu

zamknę ne kłódkę dawny cień
niech spocznie utrudzony
w mej księdze życia
kartkę znów
przewrócę w nową stronę

pokocham zwykłość prostych chwil
otulę mgły oddechem
jeszcze swą cząstkę
komuś gdzieś
nim będę tylko echem

jesienną ciszę w dłonie swe
pochwycę serca biciem
i szepnę  czule złotej
że
kocham jej szelest skrycie

na szali sumienia
powiesiłam duszę
zadrżała waga
jakby uciec chciała
oczy przysłonić
powiekami zakluczyć
zapomnieć chwile
co ogniem trawią

na szali dobra
ułożyłam serce
spłonęło purpurą
i w popiół szary
wiatr porwał drobinki
wstydu ludzkiego
bez serca zostałam
bez duszy żyję

dlaczego ułomność
wpisano w mój los
czemu spowiedź duszy
plam nie wywabia
czemu w biciu serca
brakuje prawdy
kaleka ssacza
snuję się po wertepach

nie umyjesz mnie
deszczu jesienny

na powitanie

2 komentarze

uśmiechnij się do mnie
smutku serca cichy
nie walcz z niepogodą
chwilami goryczy
przeminą jak słońce
co się w nocy chowa
zajaśniejesz blaskiem
pragnieniem od nowa

uśmiechnij się do mnie
chmuro myśli trwożnych
co dotknąć się boją
ukąszeń obłożnych
przeminą jak rosa
co perlistym wstaniem
podaje dłoń czystą
dniom na powitanie

uśmiechnij się do mnie
wieczny biegu duszy
co zbiera źdźbła sensu
świata w wiecznej burzy
nie dotkniesz istoty
nie chwycisz w ramiona
podaj rękę światu
niech cię „być” przekona

tak czekałam
chciałam
pragnęłam
rzęs trzepotem lęki płoszyłam
na rozstajach ciszę dotknęłam
i przycichłam
pokorą okryta

nie wyrywaj się
głupie
nie tęsknij
bo w nokturnie nie ma refrenu
zapadliskiem się powieść skończyła
ślady stóp zatarł czas
i milczenie

klauni życia
w cudze szaty przeodziani
jak bezbronne ptaki
w klatkach uwięzieni
stertą marzeń
od poranku kołysani
tylko maski
puste słowe
wewnątrz niemi

klauni życia
w słowach cudzych zagubieni
twarz w rechocie
oczy szklane
dusze puste
osmagani codziennością
co nie zmieni
dni  kolejnych
choćby śmiech  
wciąż drżał na ustach

klauni życia
w swej nagości nieporadni
własnych myśli
grą pozorów pozbawieni
cóż że w cyrku szaty zdobią
lecz szkaradni
i już pęt tych nikt nie zniszczy
i nie zmieni

i tak człapię z nadzieją w sercu
dni odliczam puste, nie moje
w głębi duszy ciebie wciąż tulę
i batożę swe niepokoje

i tak płynę wiatrem niesiona
na nadziei rydwan zabrana
może myśli twe uspokoję
może spotkam, sierota styrana

i choć słów ci wysłałam tysiące
takich co to i cieszą i bolą
ale w ciszę zamknąłeś me słońce
i napawasz się moją niedolą

kolejny raz wciąż głową w mur
bezsilność dzień zasłania
kolejny raz ja u twych stóp
i tak już do skonania

niech czasu bieg ocali mnie
tak trudno w twojej ciszy
choć dusza wciąż do życia lgnie
już ciebie nie usłyszę

omiatam smutkiem pokój twój
dotykam co zamarło
na nowo wciąż w żałobny strój
ubieram pamięć marną

do parku ciszy wrócę znów
poszukam ukojenia
i tak nie znajdę mądrych słów
cóż słowa bez istnienia