półsłówkami szeptami zbliżasz się do mych rąk
odkrywasz wysupłujesz skulone w kącie zmysły

nie umiem podnieść rzęs
bez zawstydzenia

oplotłam się pajęczyną strachu
opancerzyłam
w
nieodczuwanie
niezabolenie
niezniewolenie

przysypana popiołem wczorajszym
tak nie chcę od nowa
schodami w czar

zapach twojego pragnienia