Hanus Blog

Hanus Blog

Wpisy, których autorem jest wordpress

Witamy w WordPressie. To jest twój pierwszy wpis. Edytuj go lub usuń, a następnie zacznij pisać!

choć nie dotknę twoich dłoni
i uśmiechu nie poczuję
nie zapomnę
jak wtulenie ciał smakuje

na twych ustach
tak łakomych
w zmysłów drżeniach
nie zatracę
bo mój rozum
każe żyć mi już inaczej

a ja pragnę
bezrozumnie
a ja tęsknię
za nagością
co w spełnieniu
opajęcza się radością

chwilo trwaj
niech cię smakuję
zamknę oczy i poczuję
w zapach zamgleń się zanurzę

i odurzę

z samotnością mi do twarzy
dni oswajam, noce tulę
i nie szukam już miraży
nie obarczam zbędnym bólem

każda ścieżka upragniona
co w uśmiechu dłoń podaje
każdy cień w swym mroku kona
chcę iść sercem na rozstaje

dojść do chwili, gdy sen mara
kiedy myśl pragnieniem staje
za marzeniem idzie wiara
wpleść swe chcenia w obyczaje

i tak iść jak chmur nieważkość
i tak pleść swych dni zawiłość
dopisując chwilom blasku
z samotności czerpiąc siłę

bywają poranki
jak kula u nogi
jak obiad niestrawny
kochanek za drogi
i niebo brzuchami
po oknach się toczy
i kwiaty nie pachną
coś w środku nas toczy

bywają spojrzenia
jak góra lodowa
jak ciało niechętne
seks szybki, bez słowa
gdy zmyć z siebie trudno
tę szarość, ten brud
i tylko czekanie
na cud

dwie kawy i prysznic
spojrzenie pobieżne
ta wiara, że minie
ta horda zaciężna
co nas na łopatki
do ziemi, do dna
ot słońce się zbudzi
gdzieś w nas

muzyka dni

1 komentarz

ten krzyk ten strach ten czasu zgrzyt
jak gdyby nic
jak gdyby nikt
jak powiew snu
na rzęsach ty
to już nie ja
to tylko mgły

oddechem szukam ciepłych ust
i nagle jawa
nagle tuż
wplątuję się w zdradliwy rytm
to znowu sen
to znowu nikt

gdzieś po omacku w prawdy dni
przeklinam fałsz
odrzucam sny
lecz wiary skąd
na ustach drży
twój ciepły cień
w muzyce dni

w popłochu z twych ramion
i ust wiecznie głodnych
od zmysłów łakomych
dłoni niespokojnych

uciekam strwożona
zamykam swe ciało
niech rozum ratuje
mą niedoskonałość

w ramionach drżę cała
w ustach żądzą spływam
zmysły rozpalają
dłoni niecierpliwość

i chcę już być grzeszna
i pragnę upadku
cóż piekła i raje
zawiruję w matni

idź
nie oglądaj się
za kurtyną tylko kurz
swiatła zdumione ucichły
słońce  w popłochu
noc śniedzią pokryta

idź
nie dotykaj
barwy uciekły zalęknione
oczu nieprzyjaznych
obrazów przemalowanych
sercem

idź
nie czuj
nowe twarze w galopie zgubiły
prawdę chwil oswojonych
pajęczynę uczuć
rozerwały batoże słowa

idź
a jednak
idź

wędrując po zakamarkach czasu
potykam się o sploty nierozwikłane
utkane chwilami, nie mają przejrzystości rosy
coś gubi się, coś odbija światłem niechcianym

wędrując po zakamarkach zdarzeń
przykładam myśli do serca bicia
nie poskładam lustrzanie pragnień i słów
innym oddechem dłonie śpiewały

wędrując po zakamarkach marzeń
tulę czas w wątkach zdarzeń
i proszę by chmurom i promieniom zawierzył
płynąc w codzienność uśmiechem pachnącą

przylatują odlatują lata moje
życie ciche
źródło tchnienia z dłoni spija
i ucieka jasnoskrzydłe

przybiegają umykają noce moje
dnie tulone
na rydwanie chwil ulotnych
w dale jakieś bezpowrotne

zawitają rozsiadają me pragnienia
marzeń kwiaty
w duszę radość garścią szczodrą
w dzień nadzieję tak zywotną

wiosna drepcze…

gdzieś w zakamarkach pustych ścian
puste słowa chcą ciszy
odnajdują sens białych plam
pazerną szarość niszczą

gdzieś pod sufitem echo drży
lękając się odkrycia
bo jak zakłócać trudne dni
co walczą o przeżycie

gdzieś u drzwi stoi nowy dzień
błękitem przyodziany
lecz jak przestąpić progi co
wciąż nocą zapłakane

gdzieś puste dłonie tulą się
szukając w sobie ciepła
gdzieś szklane oczy pragną łez
bo dusza z nich uciekła