bywają poranki
jak kula u nogi
jak obiad niestrawny
kochanek za drogi
i niebo brzuchami
po oknach się toczy
i kwiaty nie pachną
coś w środku nas toczy

bywają spojrzenia
jak góra lodowa
jak ciało niechętne
seks szybki, bez słowa
gdy zmyć z siebie trudno
tę szarość, ten brud
i tylko czekanie
na cud

dwie kawy i prysznic
spojrzenie pobieżne
ta wiara, że minie
ta horda zaciężna
co nas na łopatki
do ziemi, do dna
ot słońce się zbudzi
gdzieś w nas