za horyzontem spojrzenia ukryte duszy zwątpienia w pajęczynę odziane myśli tarczą mgły spowite przebudzenia prośba o znieczulenie jeszcze kilka poranków śnieżnych kropli rosy o świcie niewyspanym ułoży się trakt spokojności zadumy nad niezbywalnym
za horyzontem spojrzenia ukryte duszy zwątpienia w pajęczynę odziane myśli tarczą mgły spowite przebudzenia prośba o znieczulenie jeszcze kilka poranków śnieżnych kropli rosy o świcie niewyspanym ułoży się trakt spokojności zadumy nad niezbywalnym
szampana pij życie pora toast wznieść za uśmiech o świcie za milczący cień niech wiruje we mnie marzeń pełen kosz przygarnę twój zapach smutki dam na stos zatańczymy tango zatracimy w nim na ustach spragnionych czorci uśmiech lśni przytul mnie mój losie niech poczuję żar daj zmysłów rozkosze twojej duszy czar
wciąż mi się wydaje że to było wczoraj niepotrzebny gniew niepotrzebny ból i ta cisza która wciąż krzyczy wokolo i ta suchość ust i samotność znów wciąż do twoich dłoni moje szepty biegną ukojenia prosi udręczony sen a tobie juz chyba jakoś wszystko jedno ze mną czy beze mnie witasz nowy dzień wciąż wybucha spazmem […]
zatrzasnęłam drzwi jak zamyka się wieko głuchość zadźwięczała strzęp myśli kołował dotknięta po suchość ust ochroniłam serce przed rysą ucieczki nieustanne smaganie duszy i pragnienie pochwycić wiatr przytulenie deszczu zawieszona między uśmiechem i bólem szukam horyzontu marzeń