Hanus Blog

Hanus Blog

Wpisy, których autorem jest wordpress

jeśli kiedyś pomyślę
że mnie życie przygarniasz
że darujesz złe oczy
trudne słowa i gniew
może znowu uwierzę
a jakieś gusła i gwiazdy
może chętnie pobiegnę
w nieodparty twój zew

jeli kiedyś o świcie
okno zalśni pragnieniem
blada rosa zaiskrzy
i zapachnie dnia sen
może znowu uwierzę
w prawdę słów
magię wrażeń
drzwi otworzę na oścież
swoich tęsknot i chceń

jeśli kiedyś w noc ciemną
znów omota mnie piekło
porozrywa w ochłapy
pieśń co w sercu
wciąż brzmi
w pajęczynie instynktu
znajdę swą nutę zbawczą
i zbuduję z niej chwilę
i umaję ją w sny

matki los

2 komentarze

bo matki los to życie dać
a potem w znojnym trudzie
trwać przy swych dzieciach
dzielnie trwać
nawet, gdy są już duże

bo matki los być dłonią, co
nigdy ich nie zawiedzie
i kochac mimo, albo do
chwili, gdy w sen odejdzie

bo matki los dać wiarę w los
odwagę, co prowadzi
w krainy własne, własny głos
być tym, kto tylko radzi

uwięzieni

1 komentarz

a jeśli
w twoich ustach
odnajdę zapach ciała
a jeśli
w moich oczach
poczujesz żar płomieni
spopielę się
w twych zmysłach
odrodzę się
zapałam
wchłoniemy krzyk szalony
w swych ciałach
uwięzieni

omamiona

1 komentarz

nie mów, proszę, że jesień cud miód
nie obiecuj, że szał po bezkresy
liść pod nogi się ściele
i wprzód
nagość drzew, a nie nagość
co grzeszy

chłodem pachnie poranek wśród mgieł
babie płynie na oślep ku zmrokom
a ty do mnie, że słyszysz znów śpiew
moich zmysłów, co pragną
uroków

jesień we mnie rozbrzmiewa radością
złoltolistna, w czerwieniach i blasku
a ty pętasz mnie swoją czułością
a ty chciałbyś być przy mnie
do brzasku

nie uwolnię się z takich zadurzeń
omamiona barwami, kuszeniem
zapamiętam
w feerii wzruszeń
i zostanę na mig
waszym cieniem

za tobą pójdę moje życie
pokornie spełnię, co mi dane
chwile upadku wspomnę skrycie
i inne hymnem zaśpiewane

jest tyle blasku w dniu poczętym
i tyle ciszy w nocnym śpiewie
duszę kaleczę dniem występnym
ciało oddaję w zwodnym gniewie

w zapaskę chwytam odruch tkliwy
ludzkie spojrzenia sercem dane
porzucam w drodze dzień kłótliwy
czyny na piekła żar skazane

przez łany życia jak po łąkach
skiba za skibą, oset z makiem
wciąż wynajduję w losu strąkach
smaki w me zmysły nie wpisane

ech życie moje, ten tan dźwięczny
kalejdoskopem niech wiruje
a każdy dzień niech bywa święty
i wielobarwnie niech smakuje

chodzisz za mną myśli moja
straszysz, smucisz, w lęk zamieniasz
tulę ciebie z niepokojem
a ty ciskasz w udręczenia

biegnę w ludzi, ich spojrzenia
dłonie chwytam i przygarniam
a ty drążysz, w mrok zamykasz
a ja bronię się niezdarnie

wiem, że odejść trzeba będzie
wiem, że ciemność, kres i nicość
żadne nieba, żadne raje
tylko chłód i wieczna cisza

nie ogarnę, nie zrozumiem
choćbym świat przebiegła cały
wszytkim bogom pokłoniła
to i tak na końcu mary

odejdź myśli, porzuć strachy
przegram walkę tę z kretesem
ale póki tu i teraz
zadowolę się uśmiechem

nie będę walczyć z tobą o ciebie
nie będę szaty rwać
pisz swoją powieść palcem po niebie
taka … mać

nie będe krzyczeć, głosu podnosić
bo to nie moja baśń
i nie zamierzam o nic już prosić
taka … mać

ja umiem chodzić swymi drogami
i umiem dobrze spać
życia nie można tylko słowami
taka …mać

śnij swoje prawdy i swe marzenia
wolisz w swych sieciach trwać
pozamiatałam już swoje chcenia
taka … mać

deszcz zmywa resztki uniesień
wiary
nadziei
miłości
banalność pogrąża

w dłoni ster
horyzont za mgłą
drwi

gdzie te
uśmiechy
jak burzy iskrzenia

gdzie te splecenia
nić ariadny
ku

zapomnienia

w oddaleniach jest ból
czasu

za każdym słowem
schowany cień
za każda myślą świata kruszyna
a za uśmiechem
serca sen
człeka drobina

w mgle zagubieni
wplątani w sieć
dnia codziennego zwyczajność chwili
naręcze pragnień
w dłoni by mieć
nie lot motyli

i gdy się zdarzy
zwyczajny cud
nie jakieś wielkie świata pragnienie
tulimy dłonie
ufamy znów
w marzeń spełnienie

niech kto chce myśli
kurtyna w dół
w ciemnej uliczce zakręty sczezły
i cóż że może
nastepny ból
niech brzmią orkiestry

nagość czyni  
prawdziwymi
tylko potem się ubieramy
chronimy prawdę
ostrzymy szare

bohaterowie jednoaktówek

zapełniający scenę słowami
gestami
chwilą miniona
dniem nierozpoczętym

z poziomu ulicznych grajków
w szczudła odziani
nie wnikniemy
nie zbliżymy
do bliskości

tylko oczy
jak nowonarodzony
wciąż nagie