Hanus Blog

Hanus Blog

rozkołysał się mój żal
jak zboże na polu
targa duszą wiatru spazm
nicuje do woli

nawet niebo burzą brzmi
deszczem w twarz zacina
no i jak do przodu iść
strach nogi ugina

gdyby można cicho tak
w kącie schować życie
i jak lotny życia ptak
przeczekać złe bycie

co się posieje
trzeba zebrać
próżne żałości rozmyślania
powraca w dłonie własna przeszłość
choć czasem
hardo przed nią wzbraniasz

nie znika w próżni
czas miniony
rzeźbi nam duszę
myśl nasyca
choć uciekamy w nowe strony
coś każe wstecz
jak pokutnica

mielemy w dłoniach
jako żarna
przeszłośc z przyszłością
nieodmiennie
bywa
wygrywa smuga szara
marzenie jednak z nami
wiernie

jak…

2 komentarze

jak wrócić tutaj
z myślą jasną
gdy w szare szaty dom odziany
ludzkie zawiści
macki śliskie
kąty złym słowem spotwarzane

jak dobrą myślą
obdarować
jesli w nas wiary w człeka mało
dłonie opadły
uśmiech zasnął
i morze żalu pozostało

jak tulić tchnieniem
wciąż żarliwym
pod stopy dłonie chętne tkliwe
wokoło potwarz
zawiść żrąca
i złorzeczenia bełkotliwe

na deszcz wystawię
twarzy jasność
z chmurami pogadulę czule
odszukam prawdę
co nie gaśnie
jej majestatem się otulę

to nic
ze człek swą ułomnością
potrafi niszczyć chłostać zabić
dopóki we mnie
skrawek nieba
nie dam się czortu otumanić

ucieczki

1 komentarz

ucieczki od prawdy
chwilowych zamętów
od słów, co jak szafot
i zmysłów przeklętych

bezsensu co wzrasta
jak perz na rabatach
od złości i krzywdy
i bólu po stratach

w świat piękna harmonii
marzeniem utkany
w uśmiechy rozdane
i te otrzymane

w urode jaśminu
i zapach zbliżenia
w horyzont, co mami
i jasność bez cienia

akacje w swą biel
niewinność
pachnącą marzeniami
błękit w swą wolność
bezkres
kuszący zdobyczami

a moje ręce
cicho
śpią

rozum życiem steruje

być
rozważnym
rozumnym
to niekiedy
ponad

każda mądrość pachnie wyrzeczeniem

jak było 30 z kreskami
a niebo w błękitach kąpało
to mi admi i ministrator
na fool
w  kaloryferach grzało

pot spływał
i sajgon w pokojach
ja nago…jak wenus, co z Milo
i pies mi otwarte balkony
pragnęłam wiaterku
na chwilę

dziś deszcz leje
jakby się zmówił
choć wie, że baterie już dead’ły
zimnisko jak w jakiejś jaskini
i wilgoć już wnika
do głębi

barchany se chyba wyciagnę
na grzbiet  wycirusa nadzieję
jak bozia mi zimę funduje
to się
wódecznością rozgrzeję

trawę koszą
żniwiarze miejscy
hałas pod sklepieniem szarych wibruje
rozrywa

a trawa
jak posłuszne żony w haremach
pokotem

i tylko zapach
ten niesamowity zapach ostatniego tchnienia natury
taki ożywczy
tak soczysty

żeby tak i po mnie
ze łzami radość się mieszała
ze smutkiem zachwyt

wiesz co życie
powieszę cię na kołku
ważkie pytania
trudne problemy
do schowka

na majówkę spacerkiem
poczuć się cząstką kwiecia
póki mnie tutaj
mój świecie

w bzie twarz zanurzę
odurzę
kolorami oczy okwiecę
nic więcej

a śwait niech krzyczy i goni
co mi po nim

ja chcę tylko małą odrobinkę
szczęścia ciupinkę

na twym balu ja już zatańczyłam
w jego lustrach przejrzałam się cała
w baśni wir jak w szaleństwo rzuciłam
tylko dzikość mych ust ocalała

w twym rydwanie po gwiazdy sięgałam
u stóp mając namiętne spełnienia
i tak ufnie, tak chętnie wtulałam
w malowane bajkami marzenia

nagle światła zabłysły jak w kinie
prawda dnia w swe ramiona zabrała
i nie warto już myśleć o winie
wspomnień chwila z tej pieśni została

schowałam ciebie
jak suknię komunijną
do szafy
przeszłości
pachniesz
radością marzeniami zachwytem

otuliłam przed kurzem czasu
już zawsze będziesz
na wyciągnięcie ręki
wiecznie młody

gdy szyby płaczą rozstaniem
a wiatr
wychładza zmysłów skomlenie
wyjmuję ciebie
jak echo raju utraconego
zanurzam twarz w umykającym zapachu
i wiem
że jesteś
jesteś we mnie