gdy świat niemym krzykiem do siebie garniemy
gdy z łona powstawszy ku niebu swe żale
w samotność jak juczne niechybnie już mkniemy
choć wokół na pewno bezpieczne są dale

gdy trzeba egzamin, by dalej ku wiedzy
w swych szarych szukamy ratunku i deski
bezbrzeżnie samotni w okowach swej twierdzy
dni trudne wpijamy, dni chwały lub klęski

a potem jak często na życia rozdrożach
na ścianach samotnie w bezbrzeżnej rozterce
spalamy marzenia, co wchłania je pożar
z popiołu pragniemy, z tych dni w poniewierce

samotność wpisana jak grzechu należność
nie uciec, nie wyrwać z jej macek oślizłych
i tylko możemy jej wielką bezbrzeżność
ukoić, gdy mamy wokoło swych bliźnich