Hanus Blog

Hanus Blog

ktoś mnie kiedyś tak chciał
jak powietrza
jak słońca
całe życie swe dał
ufność
co nie ma końca

ktoś mi kiedyś do stóp
rzucał
kwiatów naręcza
i przysięgał po grób
przyszłość barwną
jak tęcza

ktoś porzucił mnie też
biegnąc
w inne tęsknoty
miłość też ma swój kres
za nic jej
przysiąg cnoty

kto zna prawdę na sens
życia
co kołem toczy
niech podpowie czym jest
przysiąg, ślubów
słów krocie

może trzeba tak iść
porzucając
sny zblakłe
i nie warto wciąż tkwić
w więzach
z marzeń odartych

za uczucia głosem
jak ślepiec
zamykając rozsądek na klucz
jak powietrza spragnieni
siebie
wszystko precz, byle tylko
czuć

w drżenia zmysłów
wichrem
w namiętność
ciał splecenia, spełnienia chwil
scałowania oddechów
gęstość
w spazm, co w niebo
rzuca bez sił

niechaj świat
pisze swoją historię
niechaj walczy o bytu sens
zatracenie się
w pieśni objęć
aż tak wiele
od życia chcę

a tak chcemy wierzyć
że prawda i miłość
że świat więcej słońca daruje, niż cienia
złe myśli wtłaczamy
gdzieś w niebyt na siłę
uśmiechu pragniemy i prawdy spojrzenia

swą miarą widzimy
postępki i słowa
nie wierząc w przewrotność człowieczej natury
lecz dzień nas zasmuca
a wieczór wybudza
z naiwnych uproszczeń i stawia pod murem

i spływa z nas wiara
i blaknie nadzieja
i świat w pajęczynie rechotu czarciego
we własne ramiona
chowamy złudzenia
jak wody pragniemy odruchu ludzkiego

niech ktoś nas przekona
że można, że warto
z uśmiechem na rzęsach i dłońmi szczerymi
zło niech żyje sobie
nie nasze to światło
po drodze nam tylko z duszami dobrymi

ile modlitwy w nas
ile wiary prawdziwej
gdzie kończy się strach
a zaczyna bóg żywy

pragnienia ile tkwi
by nie zasnąć na wieki
zakończyć ziemski byt
jak robak maleńki

nadziei ile w nas
by niebo sprawiedliwe
prawdzie nadało blask
zło złem nagrodziło

ilu bogów wokoło
walczy o naszą duszę
jak żyć by przyszły dzień
niczego nie wymuszał

gdzieś w zakamarkach smutku
cienie się mijają
pęknięta struna ciągle drży
bez tchu zawisły dłonie na rozstajach
ostatni promień marzeń znikł

już ciało nie chce szukać
ścieżek snów zawiłych
przebrzmiałym żarem pachnie świt
odeszły bezpowrotnie wiary siły
zegary mierzą puste dni

we mgle znajome twarze
tracą zapach szczęścia
na rzęsach kropla krzyku śpi
za horyzontem zblakła jutra tęcza
bezmyślność drwiąco szczerzy kły

piorunami po niebie
trraaach
nawałnica wyje szaleje
zima kona tonąc we łzach
nowa pora błękitem się śmieje

już klematis w zieleni
ooochh
spija deszczu krople ożywcze
wiosna raźno przyspiesza krok
jeszcze dzień, a miłością zakwitnie

ktoś mnie kiedyś po sercu
aaaach
wykąpałam w życia przekleństwie
przegoniłam szponiasty strach
z wiosną pójdę po nowe szczęście

w snach mnie tulisz
w snach me ciało zagarniasz
a ja ciągle tak nieufna i harda
a ja ramion twych nie chcę, nie pragnę
a ja wolę już twoją pogardę

w snach prowadzisz mnie
zmysłów ścieżkami
kusisz, wabisz i nęcisz rajami
a ja oczy zamykam i duszę
ja twe usta porzucać wciąż muszę

nie dotykaj mnie, proszę
nie całuj
nie zagarniaj w swe zmysły pomału
bo ja mogę w nich spalić się cała
gdy w ramiona twe spłynę omdlała

to już wiosna, proszę państwa, to już wiosna
gdy dżdżownicą każda ścieżka nam obrosła
jeśli kroku nie uczynić, by stworzenia
nie rozdeptać, przerywając stan istnienia

to juz wiosna, proszę państwa, to już wiosna
gdy slalomom pośród dżdżownic nikt nie sprosta
i niebożę, co po życie na świat wyszło
trza rozdeptać, no i życie z nagła prysło

to już wiosna, proszę państwa, to już wiosna
już dżdżownica krzyczy: Witaj nam radosna
zatem serca w górę i w marzenia raźnie
by czyjś obcas nie rozdeptał naszych baśni

P.S.
Ewuniu, dzięki za natchnienie 🙂

ty mnie losie nie batoż nad miarę
tyle we mnie jest jeszcze uśmiechu
ot podaruj mi nowe zegary
chwile grzechu

ty mnie cialo nie zawodź w potrzebie
tyle marzeń na rzęsach chce blasku
wiem, w jasyrze ma duszą u ciebie
okaż łaskę

ty mnie chwilo napełniaj dobrocią
wbrew i mimo, a nawet naprzekór
daj łagodność i hardość mi kocią
czas uśmiechu

w pustym domu
cisza pęta się z kąta w kąt
kurz przegania
okna zasnęły
nawet wyjrzeć nie ma po co

w pustym sercu
oddech szuka sobie miejsca
czas rozsiadł się i czeka
rękę na pulsie trzyma
reanimacja trwa

w pustej głowie
myśli w szkatułce pod kluczem
był czas siewu
nadeszła pora zbiorów
słów nie staje

i tylko wiosna
oczko radośnie puszcza
za ręce pochwyci
uwolni więźniów niechcianych
bzami omami