w pustce ciszy
półmroku ścian
blady punkt
fortepianu
i oczekiwanie
nagle akord jak krzyk
błaganie o pomoc
pomknęły nuty
do serca
do zmysłów
do duszy
zawirowały
targnęły
już nie odejdą
wydźwięczeć muszą
rozpacz
prośbę
żal
jak kochanek porzucony
z tęsknotą w dłoni
błaga przekonuje żebrze
a potem nienawidzi
przeklina
płyną akordy na poły szalone
grzmią dźwięki rozedrgane
serce nie umie oddychać
porwane mową nut nieujarzmionych
echem od stropu do stóp
jękiem niewybłaganym
szybuje
zmysły przenika
drżeniem ciała przyzywa
ujarzmia
łzą napełnia
zachwytem
uwielbieniem
i juz zostanie po wieki
w ciszy i krzyku, w prośbie i żalu
buncie i poddaniu
muzyką mojego cienia